czwartek, 5 grudnia 2013

Zawieszam

Tak jak w tytule. Przepraszam was bardzo, ale nie mam serca pisać na tym blogu. Nie mam pojęcia na ile zawieszam. Tydzień, miesiąc, rok? Nie wiem. Naprawdę bardzo was przepraszam. Cóż, możliwe że na innych blogach będę pisać. Jeszcze raz przepraszam.

Cappuccine

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział VII

Do pokoju wdarły się, dawno niewidziane, promyki słońca. Otworzyłam leniwie oko. Sobota. Otworzyłam drugie oko i rozejrzałam się po pokoju. Dziewczyn już nie ma. Zwlokłam się z łóżka i podeszłam do okna. Otworzyłam je, aby do pokoju wdarł się wiatr. Po chwili na parapet wskoczyła moja kotka. Pogłaskałam ją, i ta przyjaźnie zamruczała. Do pokoju wpadł wiatr. Dzisiaj było wyjątkowo ciepło. Odeszłam od okna, i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją, i wyciągnęłam Jeansy, koszulkę z pegazem, bluzę w czarno-białe pasy oraz czarne trampki. Po drodze do łazienki wzięłam jeszcze kosmetyczkę. W łazience ubrałam się. Następnie związałam włosy w kok. Zmieniłam ich kolor na brąz. Założyłam na nos Kujonki. I byłam gotowa. Wyszłam z łazienki, nakarmiłam Stellę i wyszłam z pokoju. Jednak po chwili wróciłam, aby wziąć torbę. Nie miałam dzisiaj lekcji, ale wpakowałam do niej notes, ołówek, mugolską książkę "Wampiry z Północnego Miasta" oraz MP3. I po chwili byłam już w Pokoju Wspólnym. Było zadziwiająco dużo osób. Wzrokiem odszukałam Grace i Erica. Podeszłam i złapałam ich za ramiona. Ci spojrzeli na mnie dziwnie, ale posłusznie poszli do Wielkiej Sali. Tam odnalazłam Elisabeth.
-Ellie! Jak tam ranek?-Zapytałam szczerząc się mocno. Ta ,jak zwykle, zabrała mi okulary. Zabrałam je jej.
-Ej! Ja też chcę!-Zaprotestowała i skrzyżowała ręce, udając focha.
-To trzeba było se kupić-Powiedziałam pokazując jej język. Podeszłam do swojego stołu, aby zjeść śniadnie. Starannie ominęłam Czarę Ognia i linię wieku. Usiadłam obok Lee Jordana. Rozejrzałam się po stole. Kanapki z szynką? Serio? Jestem wegetarianinem. Ha! Odnalazłam kanapkę z sałatą i ogórkiem! Sięgnęłam po nią, i gdy miałam ją w ręce, została ona grzecznie wytrącona mi z ręki przez Jordana. Spojrzałam na niego.
-Utyjesz-Powiedział ze śmiechem.
-Od sałaty?-Powiedziałam zirytowana.-Jak można utyć od warzyw?
-Nie mamy pojęcia.-Powiedział Fred siedzący po drugiej stronie. Po raz drugi nie mogę zjeść przez nich śniadania. Wzięłam jeszcze jedną kanapkę i czym prędzej uciekłam od stołu. Poleciałam do pokoju, aby wziąć rolki. Gdy miałam je już na nogach, zaczęłam jeździć po błoniach. W ustach grała mi muzyka. Najlepsza piosenka świata. Burn it down-Linkin Park. Nuciłam sobie pod nosem, jeżdżąc wokoło. Jednak oczywiście musiałam w kogoś walnąć. A raczej ktoś walnął we mnie. Była to Roxette Magchar- Ślizgonka z mojego roku.
-Idiotko! Nie możesz uważać?!-Zaczęła krzyczeć. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. To w końcu ona we mnie walnęła. Ale Ślizgoni nigdy nie przyznają się do winy. Szybko od niej odjechałam. Udałam się do Wielkiej Sali aby posiedzieć. Co ciekawe w Wielkiej sali było mnóstwo osób, chociaż do obiadu były jakieś 3 godziny. Usiadłam gdzieś daleko i wyciągnęłam książkę. Po chwili usłyszałam krzyki dziewczyn. Co oznaczało, że do Wielkiej Sali wszedł Krum. Zeszłam trochę niżej. Bułgar wrzucał do Czary Ognia swoje nazwisko. Jednak po chwili wyszedł. Chciałam znowu zagłębić się w lekturze. Jednak nie było mi to dane, bo znowu rozległy się krzyki. Do sali wbiegli bliźniacy, trzymając w rękach Eliksir Postarzający. Wątpię aby udało im przekroczyć się linię wieku. W końcu Dumbledore sam ją narysował. Po chwili podeszli do mnie.
-Wiecie, że wam się to nie uda?- powiedziałam, zamykając książkę. Nie było szans, abym ją mogła czytać.
-A skąd taki wniosek?-Powiedział Fred.
-Stąd, że Dumbledore narysował linię wieku.
-I co z tego?-Zapytał George.
-To, że ktoś taki jak Dumbledore nie da się nabrać na Eliksir Postarzający.-Powiedziałam zerkając na niego.
-My jednak wypróbujemy.-Powiedzieli równocześnie i podnieśli się z podłogi.
-Powodzenia-Powiedziałam śmiejąc się pod nosem. Bliźniacy podeszli do Czary Ognia. Wypili eliksir, i przeskoczyli przez linię. Na początku nic się nie działo. Czyżby się jednak udało? Nie udało. Gdy chłopcy wrzucili swoje imiona do Czary, ta odrzuciła ich do tyłu. Przestraszyłam się, że coś im się stało. Ale nie. Po chwili wstali. Z małym dodatkiem na twarzy. Rudzielcom wyrosły brody. Wszyscy zaczęli się śmiać. Uciekłam szybko z Sali. Poleciałam do dormitorium śmiejąc się przez całą drogę. Nagle ktoś złapał mnie za ramię. I wyszeptał mi do ucha "to znowu ja". Zamurowało mnie. Jakim cudem on żyje. Za ramię bowiem złapał mnie...

wtorek, 24 września 2013

Rozdział VI

Wstałam i od razu podeszłam do szafy. Zaczęłam szukać odpowiednich rzeczy na niezbyt ładną pogodę. Wywaliłam wszystkie szorty i bluzki na ramiączkach. Ile tego gówna miałam w szafie. Jednak znalazłam coś odpowiedniego. Odpowiadało zarazem na pogodę i mój charakter. Była to Szara bluza z kapturem (który założyłam na głowę), jeansy i wysokie czarne trampki. Potem poszłam do szkatułki i wyjęłam kolczyki w kształcie sów, naszyjnik w kształcie złamanego serca z napisem BFF (drugą połowę miała Elisabeth) i schowałam go za bluzę. Rozejrzałam się dokoła i już chciałam iść do łazienki aby się pomalować, ale przeszkodził mi Ramzes ze sporą paczką. Wpuściłam go do środka i zabrałam list oraz paczkę. Ten natychmiast odleciał. Rozłożyłam list. Tym razem nie był on napisany pismem Xaviera tylko pismem Oscara. Zaczęłam czytać.

Droga Scarlie!
Serdeczne pozdrowienia od twojego najukochańszego brata. Serdecznie dziękujemy za paczkę. Gdybyś widziała minę taty, gdy dostał do herbaty zielonego żelka! W każdym razie ja nie otym miałem ci pisać. Swoje podrasowane magicznie MP3 masz w paczce. Ramzes nie będzie czekał na odpowiedź. Szkoda, że nie przyślesz nam autografów.
Pozdrowienia
Oscuś


Uśmiechnęłam się pod nosem. List schowałam do szuflady. Następnie otworzyłam paczkę i wyjęłam swój odtwarzacz i słuchawki. To również szybko włożyłam do szuflady. Wstałam z łóżka i wzięłam torbę z planem lekcji i książkami. Wyszłam z dormitorium i udałam się na śniadanie. Usiadłam na stałym miejscu, nawet nie patrząc na stół Krukonów. Ale za to skupiłam swój wzrok na owsiance.  Zjadłam ją pośpiesznie i wyszłam z Wielkiej sali, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Poszłam pod salę OPCM na lekcję z Alastorem Mood'ym. Usiadłam pod klasą, pod którą nie było nikogo. Nie miałam co robić, więc zaczęłam myśleć o tym gównie sprzed kilku dni. Pocałunek z Cornerem, wielki głuz na jego głowie, wściekły Eric, zmarnowane "eliksiry na specjalne okazje"... Początek roku i coś takiego. Nie zauważyłam kiedy pod klasę zaczęli się schodzić uczniowie. Wątpiłam, aby ktoś mnie zauważył. Zwłaszcza w moim ciemnym ubraniu`. Jednak moje fioletowe włosy było widać z daleka. Po chwili podeszła do mnie Hermiona wraz z Ronem i Harrym. Zaczęła mnie po raz kolejny wypytywać o tamtą sytuację. Nie chciałam jej odpowiadać, jednak ona była coraz bardziej nachalna. Nie wytrzymałam. Wstałam szybko.

-Hermiono! Nie rozumiesz, że nie chcę o tym gadać?! Ten temat jest dla mnie Tabu, i chcę o nim zapomnieć! Ale nie zapomnę, gdy będziesz ten swój wścipski nos wtykała w cudze sprawy! Przepraszam bardzo, ale ktoś ci to musiał powiedzieć!-wybuchłam i wykrzyczałam jej prosto w twarz. Ta była zdumiona moim wybuchem. Wszyscy zresztą też. Wzięłam swoją torbę i uciekłam wraz z dźwiękiem dzwonka. Gdy wszyscy wchodzili do klas, ja uciekałam. Po chwili korytarze były puste. Udałam się do biblioteki. Wiedziałam, że nikogo tam nie będzie. Wileki błąd. W bibliotece był sam Wiktor Krum. Bez fanek oczywiście. Fanki musiały być na lekcjach. Pech chciał, że Krum siedział` obok alejki o nazwie "Magiczne zwierzęta". Chcąc nie chcąc przeszłam obok niego. Poczułam, że byłam cały czas śledzona jego wzrokiem. Przeszukiwałam całą półkę. W końcu znalazłam to, co szukałam. Pech chciał, że książka była na najwyższej półce. Ustałam na palcach, ale nadal jej nie sięgałam. Już chciałam zrezygnować, gdy poczułam, że ktoś obok mnie stoi. Ujrzałam Kruma, który siegnął książkę i mi ją podał. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam. Zaczęłam szukać więcej książek. Poszłam w alejkę OPCM i wzięłam kilka książek.  Usiadłam przy stoliku i zaczęłam czytać. W końcu jednak wstałam, pożegnałam się z Panią Pince i wyszłam udając się pod chatkę Hagrida. Zobaczyłam, że Hermiona do mnie podchodzi.
-Prze-przepraszam.-powiedziała. Hermiona przeprasza?` Ciekawe.
-Gdzie byłaś?-Zapytał Ron
-Ja również wyznaję zasadę "Chcesz coś znaleźć? Idź do biblioteki". Tym razem książki dały mi trochę odpocząć.-Po czym spojrzałam na brunetkę, która się trochę zarumieniła. Po chwili odeszłam od Trójcy. Udiadłam pod drzewem i zamknęłam oczy. Jednak po chwili wisiałam w powietrzu z nogami do góry. Spojrzałam na Malfoya, który trzymał różdżkę wycelowaną we mnie. Na jego twarzy był kpiący uśmieszek. Ku jego zaskoczeniu, roześmiałam się.
-Draco, nikt cię nie nauczył, że najpierw trzeba pozbawić wroga różdżki?-Wyjęłam z kieszeni swój magiczny patyk i po chwili stałam już normalnie, z diabelskim uśmiechem na ustach.` Po chwili  to Malfoy wisiał nogami do góry.-I co ty na to? Mam nadzieję, że się czegoś nauczysz. Po pierwsze: najpierw pozbaw wroga różdżki. O tak.-Wyjęłam patyk z jego ręki.-Po drugie: Żeby atakować, trzeba coś potrafić. Jedank po twoich błędach, myślę, że ani razu nie słuchałeś na Obronie przed czarną magią i zaklęciach. Po trzecie: Wybiera się przeciwnika, który miałby taki mózg jak ty. Po tym co pokazałeś, twoim przeciwnikiem byłby tu najlepiej Zabini, Crabbe, Goyle lub Parkinson. Tylko oni odpowaidają ci rozmiarem inteligencji równym 0%.-Na te słowa Gryfoni roześmiali się. Jednak Ślizgoni, zamiast ratować swojego Bożka, stali ze strachem. Ja po chwili odczarowałam platynowego i oddałam mu różdżkę. Odwróciłam się i chciałam odejść, jednak rzuciłam na Draco z wyciągnięta różdżką Drętwotę. Z zamku zabrzmiał dzwonek, świadczący o tym, że lekcja się zaczęła. Hagrid wyszedł z domku. Spojrzał na ślizgona leżącego na ziemii i zadał pytanie:
-Co mu jest?
-Śpi-Odpowiedzieli chórem Gryfoni i zaśmiali  się. Platynowy wstał po chwili z ziemi i wszyscy poszliśmy za Gajowym. Podeszliśmy do klatek z czymś, co nazwał Sklątkami Tylnowybuchowymi. Zapowiadała się fajna lekcja.

Rozdział VI

Wstałam i od razu podeszłam do szafy. Zaczęłam szukać odpowiednich rzeczy na niezbyt ładną pogodę. Wywaliłam wszystkie szorty i bluzki na ramiączkach. Ile tego gówna miałam w szafie. Jednak znalazłam coś odpowiedniego. Odpowiadało zarazem na pogodę i mój charakter. Była to Szara bluza z kapturem (który założyłam na głowę), jeansy i wysokie czarne trampki. Potem poszłam do szkatułki i wyjęłam kolczyki w kształcie sów, naszyjnik w kształcie złamanego serca z napisem BFF (drugą połowę miała Elisabeth) i schowałam go za bluzę. Rozejrzałam się dokoła i już chciałam iść do łazienki aby się pomalować, ale przeszkodził mi Ramzes ze sporą paczką. Wpuściłam go do środka i zabrałam list oraz paczkę. Ten natychmiast odleciał. Rozłożyłam list. Tym razem nie był on napisany pismem Xaviera tylko pismem Oscara. Zaczęłam czytać.

Droga Scarlie!
Serdeczne pozdrowienia od twojego najukochańszego brata. Serdecznie dziękujemy za paczkę. Gdybyś widziała minę taty, gdy dostał do herbaty zielonego żelka! W każdym razie ja nie otym miałem ci pisać. Swoje podrasowane magicznie MP3 masz w paczce. Ramzes nie będzie czekał na odpowiedź. Szkoda, że nie przyślesz nam autografów.
Pozdrowienia
Oscuś


Uśmiechnęłam się pod nosem. List schowałam do szuflady. Następnie otworzyłam paczkę iw yjęłam swój otwarzacz i słuchawki. To również szybko włożyłam do szuflady. Wstałam z łóżka i wzięłam torbę z planem lekcji i książkami. Wyszłam z dormitorium i udałam się na śniadanie. Usiadłam na stałym miejscu, nawet nie patrząc na stół Krukonów. Ale za to skupiłam swój wzrok na owsiance.  Zjadłam ją pośpiesznie i wyszłam z Wielkiej sali, nie zaszczycając nikogo spojrzeniem. Poszłam pod salę OPCM na lekcję z Alastorem Moodym. Usiadłam pod klasą, pod którą nie było nikogo. Nie miałam co robić, więc zaczęłam myśleć o tym gównie sprzed kilku dni. Pocałunek z Cornerem, wielki głuz na jego głowie, wściekły Eric, zmarnowane "eliksiry na specjalne okazje"... Początek roku i coś takiego. Nie zauważyłam kiedy pod klasę zaczęli się schodzić uczniowie. Wątpiłam, aby ktoś mnie zauważył. Zwłaszcza w moim ciemnym ubraniu`. Jednak moje fioletowe włosy było widać z daleka. Po chwili podeszła do mnie Hermiona wraz z Ronem i Harrym. Zaczęła mnie po raz kolejny wypytywać o tamtą sytuację. Nie chciałam jej odpowiadać, jednak ona była coraz bardziej nachalna. Nie wytrzymałam. Wstałam szybko.

-Hermiono! Nie rozumiesz, że nie chcę o tym gadać?! Ten temat jest dla mnie Tabu, i chcę o nim zapomnieć! Ale nie zapomnę, gdy będziesz ten swój wścipski nos wtykała w cudze sprawy! Przepraszam bardzo, ale ktoś ci to musiał powiedzieć!-wybuchłam i wykrzyczałam jej prosto w twarz. Ta była zdumiona moim wybuchem. Wszyscy zresztą też. Wzięłam swoją torbę i uciekłam wraz z dźwiękiem dzwonka. Gdy wszyscy wchodzili do klas, ja uciekałam. Po chwili korytarze były puste. Udałam się do biblioteki. Wiedziałam, że nikogo tam nie będzie. Wileki błąd. W bibliotece był sam Wiktor Krum. Bez fanek oczywiście. Fanki musiały być na lekcjach. Pech chciał, że Krum siedział` obok alejki o nazwie "Magiczne zwierzęta". Chcąc nie chcąc przeszłam obok niego. Poczułam, że byłam cały czas śledzona jego wzrokiem. Przeszukiwałam całą półkę. W końcu znalazłam to, co szukałam. Pech chciał, że książka była na najwyższej półce. Ustałam na palcach, ale nadal jej nie sięgałam. Już chciałam zrezygnować, gdy poczułam, że ktoś obok mnie stoi. Ujrzałam Kruma, który siegnął książkę i mi ją podał. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam. Zaczęłam szukać więcej książek. Poszłam w alejkę OPCM i wzięłam kilka książek.  Usiadłam przy stoliku i zaczęłam czytać. W końcu jednak wstałam, pożegnałam się z Panią Pince i wyszłam udając się pod chatkę Hagrida. Zobaczyłam, że Hermiona do mnie podchodzi.
-Prze-przepraszam.-powiedziała. Hermiona przeprasza?` Ciekawe.
-Gdzie byłaś?-Zapytał Ron
-Ja również wyznaję zasadę "Chcesz coś znaleźć? Idź do biblioteki". Tym razem książki dały mi trochę odpocząć.-Po czym spojrzałam na brunetkę, która się trochę zarumieniła. Po chwili odeszłam od Trójcy. Udiadłam pod drzewem i zamknęłam oczy. Jednak po chwili wisiałam w powietrzu z nogami do góry. Spojrzałam na Malfoya, który trzymał różdżkę wycelowaną we mnie. Na jego twarzy był kpiący uśmieszek. Ku jego zaskoczeniu, roześmiałam się.
-Draco, nikt cię nie nauczył, że najpierw trzeba pozbawić wroga różdżki?-Wyjęłam z kieszeni swój magiczny patyk i po chwili stałam już normalnie, z diabelskim uśmiechem na ustach.` Po chwili  to Malfoy wisiał nogami do góry.-I co ty na to? Mam nadzieję, że się czegoś nauczysz. Po pierwsze: najpierw pozbaw wroga różdżki. O tak.-Wyjęłam patyk z jego ręki.-Po drugie: Żeby atakować, trzeba coś potrafić. Jedank po twoich błędach, myślę, że ani razu nie słuchałeś na Obronie przed czarną magią i zaklęciach. Po trzecie: Wybiera się przeciwnika, który miałby taki mózg jak ty. Po tym co pokazałeś, twoim przeciwnikiem byłby tu najlepiej Zabini, Crabbe, Goyle lub Parkinson. Tylko oni odpowaidają ci rozmiarem inteligencji równym 0%.-Na te słowa Gryfoni roześmiali się. Jednak Ślizgoni, zamiast ratować swojego Bożka, stali ze strachem. Ja po chwili odczarowałam platynowego i oddałam mu różdżkę. Odwróciłam się i chciałam odejść, jednak rzuciłam na Draco z wyciągnięta różdżką Drętwotę. Z zamku zabrzmiał dzwonek, świadczący o tym, że lekcja się zaczęła. Hagrid wyszedł z domku. Spojrzał na ślizgona leżącego na ziemii i zadał pytanie:
-Co mu jest?
-Śpi-Odpowiedzieli chórem Gryfoni i zaśmiali  się. Platynowy wstał po chwili z ziemi i wszyscy poszliśmy za Gajowym. Podeszliśmy do klatek z czymś, co nazwał Sklątkami Tylnowybuchowymi. Zapowiadała się fajna lekcja.

sobota, 14 września 2013

Rozdział V

~♥Minęło kilka dni. Rozpoczęła się nauka.♥~
♥Perspektywa Elisabeth♥
Siedziałam w Wielkiej Sali na śniadaniu, czekając aż przyjdzie moja Świnkoryjka. Gdy wreszcie zaszczyciła mnie swoją obecnością, była dziwnie szczęśliwa.

-Co się szczerzysz i Świnioryju?-Powiedziałam uśmiechając się razem z nią.
-A co cię to obchodzi Krzywonogu?-Odpowiedziała mi z głupim uśmiechem.
-Już myślałam, że jestem twoją najlepszą przyjaciółką.-Powiedziałam z sztucznym zirytowaniem.
-Oczywiście że jesteś. Jeśli o to chodzi, mam randkę.
-Oooo. To nasza Miss-Durne-Wiadro będzie smutna.-Powiedziałam i zaczęłam się śmiać. Zaraz dołączyła do mnie Gryfonka. Podszedł do nas nasza Miss-Durne-Wiadro czyli Eric.
-A wam co?-Zapytał czarnowłosy
-Elisa wymyśliła ci kolejną ksywę-powiedział mój Świnioryj nadal się śmiejąc
-Kolejną? To już będzie...
-Poczekaj, policzę. To tak... Był już: Świński Ryj Pyska, Paziu, Maziu, Miss Kremówka, Dum-Du-Dum, Idiota, Eric różowa miss, Misska Misska, Prefekcik, Człowiek-który-nie-pasuje-do-krukonów, Krowalicja, Misster Randka z Odmową, Sowa, Mumu Króweczka, Poduszka, Łóżko, Osiołek-Matołek-Wiadereczko-Na-Głoweczko i teraz doszło Miss-Durne-Wiadro. Czyli masz już 18 ksywek.-Policzyłam. Coś mało ich. Trzeba wymyślić więcej. Eric pokręcił głową i odszedł. A za nim Scarlett z kciukiem do góry. Echhhhh. Kto by z nią wytrzymał na randce. Ciekawe co za świr ją zaprosił. No właśnie! Kto? Zamyśliłam się. Nagle usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się w stronę znajomej mi Francuski Fleur.
-Elisabeth! Êtes-vous d'accord? (tłum:Nic ci nie jest?)-Odwróciłam się w stronę dziewczyny. Odpowiedziałam jej uśmiechem.
-Non, je vais bien. Il réfléchit plus. (Nie nic mi nie jest. Zamyśliłam się tylko.)
Zaczęłyśmy gadać. Sprawa Scarlett szybko wyleciała mi z głowy.
♥Perspektywa Scarlett
Ruszyłam w stronę dormitorium. Weszłam tam, i wzięłam wcześniej spakowaną torbę (czarno-biała w moje i El różne teksty typu: Trololollololloo.). Wrzuciłam do niej tylko notes i ruszyłam w stronę klasy... Co ja miałam pierwsze? Wyciągnęłam plan lekcji z torby:
1.Eliksiry ze Ślizgonami,
2.Eliksiry z Ślizgonami,
3.Trasmutacja z Krukonami,
4.Zielarstwo z Puchonami,
5.Zaklęcia,
6.Wróżbiarstwo z Krukonami,
Miło. Dwie lekcje z Elisabeth, oraz dwie z Vixen. Chyba nie wyjaśniałam kto to Vixen. Jest to jedna z miłych Ślizgonek. Mój 3 najlepszy przyjaciel. Ruszyłam do lochów. Eliksiry to mój ulubiony przedmiot. Co ciekawe, Snape mnie lubi. Szłam spokojnie, bo do dzwonka było sporo czasu. Gdy dotarłam pod salę, do dzwonka było jakieś pół godziny. Przed salą było troje uczniów. Na moje nieszczęście byli to Pansy Parkinson, Draco Malfoy i Blaise Zabini. Usłyszęli kroki i ustali przede mną.

-Oho. Gryfonka. Jak miło. Możemy coś ci zrobić bez świadków.-Powiedział Zabini.
-Zabini poprzednie porażki nic cię nie nauczyły?.-Spojrzałam na niego zirytowana.
-Stone! Uważaj do kogo mówisz!-Powiedział wściekły Blaise.
-Mówię do głupiego Ślizgona o wielkim ego i samouwielbieniem. Do tego można dodać, że do brzydkiego Ślizgona.-Powiedziałam z uśmiechem do już doszczętnie wkurzonego czarnoskórego chłopaka.
-Drętwo...-Wyciągnął różdżkę, ale nie zdążył dokończyć, gdyż rzuciłam na niego Expeliarmusa. Jestem świetna z OPCM. Zabini patrzył jak mu różdżka wyskakuje z dłoni i ląduje w mojej.
-Coś jeszcze?-Chłopak spojrzał na mnie z przerażeniem.-Zatkało-Kakało?
Poprawiłam sobie naszyjnik w kształcie koła, w którym były zdjęcia moich trzech braci: Xaviera, Samuela i Oscara. Dostawałam od nich zawsze coś srebrnego. Albo kolczyki w kształcie Lilii, bransoletki z kamieniami szlachetnymi (Tygrysie oko, Ametyst, Agat i Malachit). Uwielbiałam ich. Ominęłam Ślizgonów i rzuciłam Blaisowi różdżkę. Usiadłam na ławce i zaczęłam bawić się swoimi włosami, które zmieniały kolor z brązu na blond, rudy, czerń, czerwień, fiolet, błękit i róż. Zdecydowałam się w końcu na blond z czarnymi końcówkami. Zaczęło przychodzić coraz więcej osób. W końcu dzwon zadzwonił i weszliśmy do klasy. Usiadłam obok Vixen. Powitałam ją.
~♥ Ominiemy już te lekcje. Chyba każdy chce wiedzieć, z kim ma randkę Scarlett. ♥~
Weszłam do dormitorium, chcąc się przygotować. Wyjęłam z szafy niebieską spódniczkę (dostałam ją od rodziców. Ja nigdy bym czegoś takiego nie kupiła), szary sweter z błękitnym sercem oraz srebrne trampki z cekinami (strasznie dziadowe, ale innych pasujących nie znalazłam). Już chciałam iść się przebrać, gdy do pokoju wleciał Ramzes- Puszczyk uralski moich braci. Wyjęłam mu list z dzioba i dałam krakersa.Zaczęłam czytać. Były do dobrze mi znane hieroglify Xaviera.


Kochana Scarlett!
Ten list piszę tylko za namową mamy. Zresztą, kazała przesłać
nam prezent dla ciebie. Ale tak serio: Tęsknimy. Czekamy,
aż wyślesz nam kilka swoich wynalazków (aby podenerwować
rodziców). Słyszałem, że w Hogwarcie jest Turniej Trójmagiczny
i Wiktor Krum! Byłoby miło, gdybyś przysłała nam 3 autografy.

Xavier. 
P.S. Ramzes będzie czekał, aż dasz mu odpowiedź na nasz list.

Uśmiechnęłam się, i wzięłam paczkę. W środku był kolejny naszyjnik. Tym razem z Ametystem. Wyczarowałam pergamin, pióro i pudełko. Do pudełka zaczęłam pakować kilka przedmiotów, które wymyśliłyśmy z Elisabeth. Następnie zaczęłam pisać.


Drogi (nie)kochany Xavierze!
Serdeczne pozdrowienia dla Ciebie, Oscara, Samuela i rodziców.
Też tęsknię. Wysyłam wam kilka Zmieniaczek, żelków i 

listków-głupawek. Autografów nie zdobędę. Dziękuję za naszyjnik.

Kocham. Scarlett.
P.S. Wyślijcie mi radio.

Pergamin zwinęłam w rulonik i wcisnęłam Ramzesowi do dzioba. Ten od razu odleciał. Patrzyłam jak leci, jednak gdy go nie było już widać, poszłam do łazienki się przebrać. Po chwili byłam już ubrana. Wyszłam z łazienki i sięgnęłam po szczotkę. Zaczęłam rozczesywać swoje, teraz, blond, kłaki. Następnie uczesałam je w warkocz. Wyjęłam z kufra kosmetyczkę i polazłam (znowu) do łazienki. Szczerze się cieszyłam, że Grace teraz nie ma w pokoju. Miałaby ryjówę, że tak się staram dla faceta. Ja sama się dziwiłam. Ale nie ma czasu na gadanie. Wyjęłam z kosmetyczki czarny cień do oczu i lekko pomalowałam. Następnie wyciągnęłam różowy, malinowy błyszczyk. Gdy byłam już gotowa, złapałam za torbę (na wszelki wypadek. Gdyby był za bardzo natarczywy. Włożyłam do niej książkę, którą dostałam od Hermiony na Święta. Strasznie gruba). Wyszłam z dormitorium i pokoju wspólnego, śledzona dziwnymi spojrzeniami. Może ta spódniczka jednak za krótka. Wyszłam nie patrząc na innych. Szczególnie na Mistera-Durne-Wiadro i jego siostrzyczkę. Wyszłam z Wieży kierując się na błonia. Szłam powoli, chcąc jak najbardziej opóźnić ten moment. Jednak w końcu dotarłam na Błonia. Rozglądałam się. W końcu odnalazłam czarną czuprynę. Siedział pod moim ulubionym drzewem. Podeszłam do niego oddychając głęboko. Usiadłam obok.
-Cześć.-Powiedziałam do chłopaka. Ten uśmiechnął się pogodnie.
-Witaj.-Odezwał się Michael Corner. Krukon z mojego roku. Był przystojny, ale jednak trochę nie w moim typie. Nie wiem dlaczego zgodziłam się na tą randkę. Na moich polikach zapłonął ledwo widoczny rumieniec. Czułam, że Corner cały czas się na mnie patrzy. Gdy odwróciłam się w jego stronę,  jego twarz była dziwnie blisko. Dzieliły nas tylko milimetry. Po chwili on mnie natarczywie pocałował. Patrzyłam na niego przerażonymi oczami. Nie zastanawiając się długo wyjęłam z torby książkę. Po chwili Michael oberwał po głowie "Eliksirami na świetne okazje". Oderwał się ode mnie i padł na ziemię. Ja uciekłam szybko. Po drodze wpadłam na mojego kuzynka Mike. Był na roku Ginny. Rzuciłam się na niego prawie go dusząc.
-C-co ty robisz Scarlett? DUSISZ MNIE!-wydarł się brunet.
-W-wybacz.-Powiedziałam roztrzęsionym głosem. Po chwili z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
-Boże! Scarlett! Co ci się stało?
-N-nic. Zaprowadź mnie do Wieży. Proszę.
Na odpowiedź kuzynek z Domu Lwa złapał mnie za ramię i zaprowadził do Wieży. Gdy byliśmy przed Portretem Grubej Damy wypowiedział hasło. W Pokoju Wspólnym nadal siedziało dużo osób. W tym momencie wszyscy spojrzeli na mnie. Ja nadal miałam łzy w oczach a na policzkach rozmazany makijaż. Gdy przechodziłam obok Bliźniaków, spodziewałam się złośliwych komentarzy. Jednak ci po raz pierwszy zachowali pełną powagę. Weszłam do dormitorium a  następnie wzięłam pidżamy i ręcznik i się umyłam. Miałam ochotę na naprawdę długą i gorącą kąpiel. Jednak w końcu wyszłam. Położyłam się do łóżka i szybko zasnęłam. Miałam bardzo dziwne sny...

----
Podczas pisania wypiłam 2 butelki Coli. Do tego odwiedził mnie kuzynek Michał .3.




wtorek, 10 września 2013

Rozdział IV

Siedziałam sobie spokojnie na kamieniu. Rudzielcy w tym czasie kłócili się, co ze mną zrobić. Nie mogli mnie wrzucić do jeziora, więc nie mieli pomysłów. Tak bardzo się kłócili, że zaczęli się drzeć. Nie chciałam dostać przez nich szlabanu. Uciszyłam ich.
-Bądźcie trochę ciszej. Zaraz przyjdzie Hagrid. A mi nie cieszy mi się dostać szlaban.-Powiedziałam wyciągając różdżkę (13 cali, pióro hipogryfa, brzoskwinia). Ci spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Fakt. Miałam różdżkę i jej nie użyłam. Przyznam, że bawiłam się nieźle. Bliźniacy podeszli do mnie, i zabrali mi różdżkę. Usłyszęliśmy kroki. Chłopcy rozejrzęli się.
-Idziesz dobrowolnie?-Zapytał Fred. Jako odpowiedź wstałam, i poszłam przodem. Ci, ździwieni, podążyli za mną. Jednak po chwili wyminęli mnie i zaczęlli prowadzić. Poszliśmy do samego środka lasu. A ci nadal się kłócili. A podobno tak dobrze się dogadują. Zaczęłam się już nudzić. Spojrzałam na nich.
-Możecie namyślić się szybciej? Muszę jeszcze trochę zjeść. Nic dzisiaj nie jadłam. Moja kanapka została na twarzy Freda. Zresztą przez to tutaj jesteśmy. Wymyślcie  mi jakąś karę i chodźmy stąd już. Nie wiem. Umieście mnie na drzewie i każcie mi samej zejść albo coś w tym stylu.
Ci nawet na mnie spojrzeli. Nie mogłam sama sobie pójść. Po pierwsze dlatego, że mieli moją różdżkę, a po drugie dlatego, że są ode mnie starsi i silniejści. Mogłam im też zagrozić, że napiszę do Pani Weasley. Ale póki tu siedziałam, nie mogłam jednak tego zrobić. I to jest straszne. Po chwili coś znowu poruszyło się w zaroślach. Weasley'owie tego nie zauważyli. Po chwili za drzew wyszła istota o ciele konia i człowieka. Spojrzał na mnie oraz na chłopaków, którzy zauważyli jego obecność.
-Co tu robicie? Podróż do zakazanego lasu jest zakazana.-odezwał się centaur.
-Zostałam porwana przez tych dwóch, za to, że umieściłam kanapkę na twarzy jednego z nich, bo umieścili mi na niej musztardę.-Odpowiedziałam czarodziejskiej istocie.-Teraz przez pół godziny wymyślają mi karę.
Firenzo spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
-Chłopcy, bądźcie tak mili, i odprowadźcie tą panienkę do dormitorium i oddajcie jej różdżkę. Dla niej odpowiednią karą było siedzenie tu z wami przez tyle czasu.
Fred spojrzał na Georga. Ten drugi podszedł do mnie i oddał mi różdżkę. Następnie złapali mnie za ramiona i zabrali do Hogwartu.
-Potrafię chodzić sama.
Ci tylko uśmiechnęli się, i dalej mnie ciągneli. Nie opierałąm się już. W ten sposób znalazłam się przed portretem Grubej Damy.
-Miodojad- Podałam jej hasło.
Po chwili siedziałam w pokoju wspólnym. Chciałam usiąść, ale przypomniałam sobie o obiedzie. A raczej mój brzuch mi przypomniał. Poleciałam szybko do Wielkiej Sali.

----
Rozdział niestety krótki. Powody macie napisane na prawej stronie w zakładce "Żongler"

środa, 4 września 2013

Rozdział III

Wyszłam z dormitorium dziewcząt z zamyśleniem. Jak mogłam się zakochać w graczu Quidditcha? I to w przeciwniku drużyny, której kibicuję? Tak się zamyśliłam, że walnęłam w drzwi dormitorium chłopaków. Upadłam na ziemię. I otworzyły się drzwi. W drzwiach stali bliźniacy uśmiechający się łobuziersko. Oczywiście otworzyli drzwi słysząc hałas. Gdy zobaczyli mnie, leżącą na ziemi i masującą sobie czoło (Walnęłam w drzwi tym miejsem, w które wcześniej dostałam wiadrem od tego durnego Erica) zaczęli się śmiać. Po chwili jednak pomogli mi wstać. Weszłam za nimi do dormitorium. Zaczęłam się rozglądać. Bowiem byłam pierwszy raz w męskim dormitorium. Usiadłam na łóżku jednego z bliźniaków, a oni usiedli naprzeciwko mnie. Ja, nadal masując sobie czoło, spojrzałam na nich z zniecierpliwiona. Chciałam iść spać. Jednak ci, oczywiście się nie śpieszyli. Patrzyli na mnie nadal z rozbawieniem. Nie wytzrymałam.
-Frederick`u i Georgu Weasley'u! Powiedźcie mi z łaski swojej, po co chcieliście się ze mną spotkać, albo ja idę spać!-Zaczęłam krzyczeć, a rudym uśmiechy zniknęły z twarzy. Nie spodziewali się, że mogę tak wybuchnąć. A niech mają za swoje. Już szłam w stronę drzwi, kiedy oni złapali mnie za ręcę.
-Dobra. Ten twój eliksir nie działa.-Powiedział Fred.
-Dlaczego? Chwila już go używaliście?-Spojrzałam na ich rude czupryny. Były takie jak zwykle. Na odpowiedź oni podwinęli swoje koszulki. Na rękach mieli mnóstwo niebieskich i czarnych plam. Ździwiłam się. Nigdy się tak nie działo. Nagle coś mi się przypomniało.
-Popijaliście go czymś?
-Sokiem dyniowym. A co?
Na odpowiedź zaśmiałam się. Taka prosta odpowiedź, a tyle problemów. Wyciągnęłam różdżkę z kieszeni i przyłożyłam ją do rąk bliźniaków. Plamy natychmiast zniknęły.
-Na następny raz zapamiętajcie. Eliksiru na zmianę włosów nie popija się przez minimum pół godziny.
Fred i George spojrzęli na mnie i zaczęli się śmiać. Na początku nie wiedziałam dlaczego. Później okazało się, że mam na  czole siniak wielkości jajka. Zakryłam go szybko grzywką.
-To wszystko? Mogę już iść? Chcę się położyć, aby rano powkurzać Elisabeth i Erica.-Powiedziałam z szatańskim uśmiechem. To to, co tygrysy uwielbiają najbardziej. Denerwowanie Prefekcika Erica i Prefekcika Elisabeth. Skinęli głowami. Wyleciałam z dormitorium i poleciałam do mojego. Oczywiście, były tam już Mionka, Parvati, Lavender i Grace. Gadały w najlepsze. Ja poszłam się wykompać i przebrać. Gdy wykonałam te czynności, poszłam spać przytulając do siebie Stellę.
                                                                      ~*~
Obudzić próbowała mnie Grace-siostra Erica. Na moje szczęście nie wyczarowałą ona wiadra. Choć, gdy nie chciałam wstać, zagroziła, że to zrobi. Nie chcąc narazić się na uraz głowy, wstałam z łóżka i poleciałam do łazienki. Założyłam białą bluzkę z Cookie Monsterem i napisem "Cookie!", jeansy 3/4 i trampki. Szaty nie zakładałam, gdyż była sobota. Wraz z dziewczynami polazłam do Wielkiej Sali na śniadanie. Usiadłam na stałym miejscu, obok bliźniaków. Dyrektor zaczął mową i gadał tam coś typu "Jakie mamy szczęście, że pierwszy dzień w szkole wypadł w sobotę. Oraz, że bardzo serdecznie jeszcze raz wita Francuską i Bułgarską szkołę". Dopiero teraz przypomniałąm sobie, że do Hogwartu przyjechał Krum. Odwróciłam się w stronę Ślizgonów i zaczęłam szukać go wzrokiem. Gdy go odnalazłam, zobaczyłam, że on wpatruje się we mnie. Na moich policzkach pojawił się rumieniec i odróciłam głowę. Wood, który siedział po mojej lewej stronie, zaczął mi mówić, że treningi Quidditcha niedługo się rozpoczynają. Jako ścigająca, byłam potępiona. Oliver od dawna uważał, że jestem lepsza od Angeliny i Katie, przez co kazał mi więcej ćwiczyć abym "Rozwijała swoje umiejętności". Od trzeciej klasy zaczęłam żałować, że należę do drużyny. Gdy chciałam aby mnie wywalili (Zaczęłam opuszczać treningi) zawsze jakoś trafiłam na boisko. Miałam tego dość. Spojrzałam na stół pełen smakołyków. Wzięłam kanapkę z dżemem. Ale gdy odwróciłam się na chwilę, aby zobaczyć Elisę, i odwróciłam głowę na mojej kanapce było pełno musztardy. Spojrzałam na Freda wzrokiem który mógłby zabić nawet bazyliszka. Fred zaczął udawać, że nic nie wie. No to się wkurzyłam i usadziłam mu kanapkę na twarzy. Niech sam ją je. I szybko uciekłam na błonia, nim Ci zdążyli umieścić mi we włosach owsiankę.  Usiadłam pod ulubionym drzewem. Po chwili doszłam do wniosku, że jednak lepiej ukryć się na drzewie. I dobrze zrobiłam! Obok mojego dzrewa, przechodzili akurat  Weasleyowie. Jeden oparł się tak silno o drzewo, że zachwiałam się na nim, i po chwili wylądowałam mu na głowie. Ten pod moim ciężarem opadł na ziemię. Wyglądał komicznie z głową wbitą w ziemię. Jednak nie miałam czasu się śmiać. Wstałam szybko i chciałam uciec, ale złapali mnie za ręce. Zaczęli się zastanawiać, co ze mną zrobić. Aż w końcu postanowili wrzucić mnie do jeziora. Podnieśli mnie już, aby mną rzucić (Ja cały czas się wiłam i wyrywałam), ale przeszkodził im Krum i jego durnowate fanki łażące za nim. Zaczął coś tam gadać do Rudych (nie zrozumiałąm nic, bo mówił bo Bułgarsku). Wykorzystałam ten moment i wyrwałąm się im. Uciekłam szybko do zamku i zaczęłam szybko szukać Elisabeth. Tak szybko biegłam, że nie zauważyłam dwóch Francuzek, z którymi się zderzyłam. Szybko pomogłam im wstać i przeprosiłam je po Francusku (To akurat umiałam). W końcu znalazłam Elisę. Już chciałam do niej podejść, ale zobaczyłam, że rozmawia z... Fredem o Georgem! George był nadal umazany ziemią. Ale jak oni tak szybko tutaj dotarli? Chciałam uciec, ale wywaliłam się i rąbnęłam głową w ziemię. Bliźniacy oczywiście usłyszeli hałas i dorwali mnie. Nasza droga Pani Prefekt uciekła śpiewając pod nosem "Impossible". Chłopaki zabrali mnie do Zakazanego Lasu. Trochę długo musieli mnie ciągnąc, bo rozglądali się, czy nikt ich nie śledzi, oraz dlatego, że im się wyrywałam. Gdy w końcu doszliśmy do lasu, posadzili mnie na kamieniu. A ja czekając na moją karę spokojnie czekałam rozglądając się wokół.

Obserwatorzy

Harry Potter - Delivery Owl